piątek, 25 maja 2012

To nie Amsterdam



Rower jest dla monachijczyków tym samym, co porządne BMW czy Mercedes. Salony rowerowe oferują nie tylko zakup najnowszych modeli, ale są także miejscem spotkania ze specjalistami, którzy po zadaniu około dziesięciu pytań, potrafią profesjonalnie dobrać najlepszy dla naszych potrzeb rower. Otrzymamy od nich również katalogi z niezliczoną ilością dodatków, ułatwiających nam jazdę. Rowerowy biznes nieźle się kręci na tych swoich dwóch kółkach. Ale to nie tylko moda czy snobizm. Rower w Monachium to niezbędny pojazd. Wszędzie można dojechać poruszając się wygodnymi ścieżkami rowerowymi. Czasem nawet zajmuje to mniej czasu niż jazda metrem lub samochodem. Wszędzie są parkingi rowerowe (wypełnione do granic możliwości), przy ogródku piwnym wystarczy przypiąć swój sprzęt do rowerów kompanów. Kierowcy aut uczą się zasad ruchu drogowego, w którym biorą w dużej mierze rowerzyści. Za każdy wypadek samochodu z rowerzystą prawną odpowiedzialność ponosi kierowca auta. Znajomość zasad ruchu drogowego dotyczy jednak wszystkich. Gdy ścieżka rowerowa się kończy, trzeba po prostu jechać ulicą, wjechać na rondo, wybrać poprawny pas, sygnalizować rękami skręt. Na skrzyżowaniach są specjalne światła tylko dla rowerzystów. Pewne zasady obowiązują także na ścieżce rowerowej. Na przykład użycie dzwonka nie oznacza, iż chcemy kogoś upomnieć czy ostrzec, jedynie uprzejmie sygnalizuje, iż będziemy kogoś wyprzedzać. Na chodniku dla pieszych używanie dzwonka jest oznaką braku wychowania. Biznesmeni jadą do pracy rowerem w garniturze, dziewczyny w sukienkach i szpilkach. I nikt się nie zdziwi, gdy spóźnimy się na spotkanie mówiąc jedynie, iż nie było miejsca na parkingu dla rowerów... 







2 komentarze:

  1. aaaaaaaaa... ja się tu uczyłam!!! :((( aż się stęskniłam.. ach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i jeździłaś na rowerku? ściskam serdecznie!

      Usuń